z początku myślisz, że ma więcej zalet niż wad potem, chcesz ją wsypać w szalet i spuścić w świat koko loko, ludzie przez nią tracą domy posłuchaj, tych historii i weź pomyśl miałem taką przysięgę, do osiemnastki nic alkohol, poza tym bez używek, żaden spliff żadnych piks, narkotykowo, żyłem jak mnich browarek, w głośnikach dobry rap, na przykład Pih wyrobiłem dowód oso i nagle zewsząd pojawiły się całe listy dotąd mi nie znanych dziewcząt ta biała laska w kusej sukni z folii, powiedziała wciągnij mnie do nosa, potem poliż byłem przygarbionym skejtem, ale zaraz wyprostowało mnie jakbym był tym żołnierzem przed Buckingham Palace teraz Mes to spokrewniony z bogiem kreator potem słyszę "Wyszedł z ciebie agresywny matoł" to tylko niewinny wstęp, jak niewinna jest ta moc na początku, gdy z zatokami przywita się koks zapoznał mnie z nią Chada, pieprzona biała dama po tym sztosie, w nosie, mógłbym ulepić bałwana wisiała na szyi, od wieczora do rana czułem posmak goryczy, w jej szponach jabłko Adama za czasów 'o nas dla was', jakbym cofnął, w wstecz się przyjrzał najlepiej pisało mi się w zeszycie po dwóch liniach mocne jebnięcie, w stylu klasycznym nie to co dziś ten tynk, ze środkiem dentystycznym ten drugi z JedenSiedem miał w tym trochę sensacji, pizdnął go prąd jakby kradł miedź z kolejowej trakcji wszystko dla ludzi, nie ma przymusu nie powiem dzieciak, dieta ma w sobie trochę luksusu kokainowy song, bez górnolotnych myśli im więcej ideałów, tym więcej hipokryzji bez planu b, gdy ziom woła cię na stronę a zdania na jej temat jak dupy - w pół podzielone stu twoich ziomów może pić, dobrze się bawić, flirtować ty masz wkrętkę na koks, męczysz ludzi "Dzwoń po towar!" nie wiesz kiedy doczepił ci się do najebki bezwarunkowy odruch pijesz - a we łbie "Chciałbym proch, znów" "Ściągnijmy obrus!" ostatni raz złamałem abstynencje w Brasil dziwka rzekła "You wanna try lil cocaine?" i bierze mnie na tył gruby alfons z Sao Paulo, znał się na wszystkich szwindlach ale uczciwie, sprzedał mi prawdziwy skarb Indian krajowe kreski, dwie doby nie śpisz że ci nie wstyd, jak sobie mieścisz to w głowie że je wziąłeś na testy back in the days, ty, minionych zdarzeń bieg powraca, kiedy za oknem pada, pada śnieg