Z uśmiechem dziecka kamień ze szczytu góry sturlał, lecz tak swe oparł ramię, że pod nim pękła góra i pierwszym drgnęła płaczem więc długo na jej zbocze tak smutnym wzrokiem patrzył aż strumień z niej utoczył Ale o wschodzie słońca strumienia szum poranny tak po pustyni rozsiał zmieniwszy w oceany że mógł zastąpić oddech przypływem i odpływem i uznał to za dobre i przyśnił pierwszą rybę Jak było na początku I jak się zdarzyć mogło Przez tego, który w końcu Powiedział pierwsze słowo Dla oceanów lustrem nieba błękity zimne wciągnęły by w swą pustkę gdyby nie furkot skrzydeł ponad obfite gaje stworzone by ideał nazwany trafnie rajem samoistnie się spełniał Jak było na początku I jak się zdarzyć mogło Przez tego, który w końcu Powiedział pierwsze słowo Kobietę i mężczyznę których ulepił z gliny i którym darował życie dzieląc je odtąd z nimi zastał w ramionach drzewa nagich pod jego cieniem jak owoc grzechu niewart dojrzewał w ich spojrzeniach Jak było na początku I jak się zdarzyć mogło Przez tego, który w końcu Powiedział pierwsze słowo