Wsłuchaj się w te wersy to nie powoduje raka
W dobrej intencji mówią, że za dużo bakam 
Żaden kafar, jadę na trackach 
Pamięć mustafach achmed lwc plus DJ Atrapa z tym 
Ponownie wrócę, dwie strony historii 
Styl formy, czas wspomni hip-hop od stopni 
Szkół podstawowych, klatek schodowych, ziomble 
O tym nie da się zapomnieć, powtórzę ponownie 
Ku górze podnieś to co masz podnieść 
Prawdziwy hip-hop na przedmieściach synkop 
Niezawodny jak Macintosh G pięć za jeden zero 
Od lat w interesie od życia chce się 
Relaksu nastukawszy szuwaksu na styk odjazdu 
Daj mi, a dam ci Bogusławów jedenastu 
Dla niedoszłych kochanek wciąż jestem biedny 
Nie kupię ci drinka więc jestem nie potrzebny 
Wierz mi od zawsze w miejscu LWC 
Z dala od syfu, degradacji, pouczeń 

Wsłuchaj się w te wersy to nie powoduje raka 
Choć ziomy mi mówią, że jaram więcej niż Akan stop 
To mi nie chlubą na zdziesiątkowane bata noc 
Powoli truję chmurami, na migi atak, bo 
Czuję to w krtani, krtań w rymach krwawi 
By coś po sobie pozostawić, zabić nienawiść 
Zamilcz lub mów za siebie lecz nie za nich 

Wsłuchaj się w te wersy to nie powoduje raka 
Choć ziomy mi mówią, że jaram więcej niż Akan stop 
To mi nie chlubą na zdziesiątkowane bata moc 
Powoli truję chmurami, na migi atak, bo 
Czuję to w krtani, krtań w rymach krwawi 
Bycoś po sobie pozostawić, zabić nienawiść 
Zamilcz lub mów za siebie lecz nie za nich

Zmieniły się czasy, nie zmieniła się pensja 
Zmalała ilość fatyg, hip-hop znajdziesz w lumpeksach 
Cierpisz na astygmatyzm w tym samym miejscu mieszkam 
Gdzie przed laty przez baty sjestę na tym w mieście naszym 
Bez nim braci znaczy zdjęciem widzisz 
Jestem taki jak przedtem, to samo osiedle 
Teofilów destyl wykombinuj tlen w tym 
Przez niedomknięte okno słychać teksty 
Ulic arcydzieło, święty nikt przecież nie jest 
Czekasz na przełom, że ktoś da ci eden 
Nie pierdol banku prezes to za ten precedens 
I za każde podanie co wpierdalasz w kredens Ty 
ja się stąd wydostanę by spotkać się w niebie 
Jak dotrwasz wtedy spytam - co tam u ciebie? 
Odpowiedzi nie sprostasz 

(Miłość dla moich braci, póki co nadal żyjemy) 

Wsłuchaj się w te wersy to nie powoduje raka 
Choć ziomy mi mówią, że jaram więcej niż Akan stop 
To mi nie chlubą na zdziesiątkowane bata noc 
Powoli truję chmurami, na migi atak, bo 
Czuję to w krtani, krtań w rymach krwawi 
By coś po sobie pozostawić, zabić nienawiść 
Zamilcz lub mów za siebie lecz nie za nich 

Zastanów się dwa razy nad tym co daje azyl 
Ludzie szarzy w tłumie małych i większych problemów 
Na nich piętno systemu zanim spojrzysz im w oczy 
Nawiń Pedro lub nie mów, bo coś przeoczysz 
Zero pliska, temperatura pół litra 
Stół wokół trzech nic nie wskórasz trza pić jak polane 
Dziś z mym kompanem z dala od kamer Reformujemy gawiedŹ 
i to co nam pisane W bliżej nieokreślonej sprawie, 
nad planem banner Ziomy to nie czas dla łakomych 
Kiedyś nadziei promyk dzisiaj nadziei promil 
Zamienisz plony tego co powstało dotychczas 
Na planety pomysł swego rodzaju zysk nasz 
Sny - stan w nich pełen goryczy 
Łzy wpław płyszcze, że do przyczyn 
Ktoś cię w niebie podliczy Cement podbitych, 
skała wrasta w korzeń Jak gałąŹ tworząc całość 
z ideą sprzedaną jak talon Kolejny nalot, czas rap infekcji 
Gdzie myśl kręci rym, bit podnosi prestiż 

Wsłuchaj się w te wersy to nie powoduje raka Choć 
ziomy mi mówią, że jaram więcej niż Akan stop 
To mi nie chlubą na zdziesiątkowane płata noc 
Powoli truję chmurami, na migi atak, bo 
Czuję to w krtani, krtań w rymach krwawi 
By coś po sobie pozostawić, zabić nienawiść 
Zamilcz lub mów za siebie lecz nie za nich