Czas, jak miecz przeciął wszystkich na dwa Jak wielu chce tylko stać, oczy w piach Ani drgnij, mówią ci, stój i gnij, spróbuj się ruszyć a Staną na rzęsach, żeby gównem Cię obrzucić Ja chce być prawdziwy przed Bogiem i samym sobą Bo widzę, że wystarczy jedno złe słowo Że poruszę się źle i zaraz wielu wokół mnie I chcą wypalić mi na czole sześć sześć sześć Zostawcie mnie Lubisz siać ten swój smród, innych niszczyć i zostawiać z niczym Będę robił to dalej ty roztrząsaj detale, ale zostaw mnie Tak trudno zrozumieć, że jest więcej perspektyw niż ta którą masz? Że można życie brać za twarz? Ty szyjesz szlaczkiem na perłowo, ja walę prosto w ryj Kto jest lepszy, kto gorszy? Nikt Otwieram nowe drzwi, idę tam, gdzie nie był nikt Ty stój gdzie tkwisz, ja do tego nie mam nic Wolę iść, możesz pluć, będę trwać A nie klaskać sobie i czuć się jakbym był Bogiem Nie wierzę w zmarnowany czas Nie pytam ile jeszcze mam przed sobą nocy, ile dni Idę dalej, żyję po to ęeby iść