Kochanie, podwórko, bloki Współczesne love story Od palców twoich stóp do mózgowej kory Tu gdzie co dnia pustej prawdy parodia Na każdą ranę jesteś jak medykament To prawdziwe życie i nic na niby Odsłaniam się przy tobie Nie boje się być szczęśliwy Czuje twoją bliskość, jestem pogodzony z Bogiem Mogę być żywą tarczą do pieprzonych lotek Czyste pożądanie, nasze usta, temperament Kiedy stanę do łóżka, ty na śniadanie Senne wspomnienie gdy się we mnie wtulasz Uczucie nie gaśnie, rośnie jak śnieżna kula Kompletna cisza, wynajęty apartament Nad nami planety starsze niż ludzka pamięć To jest mieszanką łatwopalną Kobieta, mężczyzna, białe prześcieradło białe prześcieradło pod nami białe prześcieradło Tu gdzie bankrutują związki i uczucia giną A miłość nieraz podawana jest ze strychniną Minuty uciekają, płyną jak woda z kranu Powoli opadamy na aksamit oceanu Wypłyńmy w noc, w jej ciemne czarne wody My sami na planecie i wiosła z łodzi Możemy w mrok skoczyć, opaska na oczy Z tobą wiem, spadochron zawsze się otworzy Zapatrzeni w siebie tylko to dziś czuję Na zawsze moja, ej, zgubmy się w tłumie Połowa świata leży we śnie, na wpół martwa Prosto przed siebie prze niegasnące światła miasta Nic nie ostudzi ciepła, w ciemności świecą ręce Jesteś dla mnie wszystkim i jeszcze czymś więcej Złapaną w sieć noc pełną nostalgii Biorę garściami bez scen w poczekalni To prawdziwy romans Nie inaczej! A ona wie czego chce i jest bez skazy Kiedy miękko ląduje na mojej twarzy Nie potrzeba nam małżeńskiej poradni Wystarczy centrum miasta, sklep, w przymierzalni Wyrwiesz z pamiętnika stronę pozostaną chwilę Na wietrze czasu płynące podarte motyle Nie mieliśmy nic , kolejny dzień był nie pewny Nie zniszczy nas nigdy chłód pieniędzy Samotność siedzi po północy w oknach O tych dla których ważny jest tylko stan konta Uciec tam gdzie nikt nas nie znajdzie Nie możliwe dziś stanie się realne Tylko pisk opon przy zmianie światła Z kałuży tłuste krople smutku na szybie auta Nie ma jak zimne powietrze nocne Zatopieni w słodkiej pułapce spojrzeń