Płynie rzeka wąwozem jak dnem kolejny która sama siebie żłobiła. Rosną ściany wąwozu z obu stron coraz wyżej tam na górze są ponoć równiny. Im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy Sama biorąc na siebie Cień zboczy. Piach z pod nurtu ucieka On po piachu się wije Własna wczerość ciągnie go siła. Ale jest ciągle rzeka Na dnie tej rozpadliny jest i będzie, będzie jak była. Bo źródło, bo źródło wciąż bije. A na ścianach wysokich pasy barw i wyżłobień tej rzeki historia tych brzegów. Cienie drzew powalonych Ślady płazów rozmytych Zgarnięty pod siebie Wbrew sobie. A hen w dole blask nikły Ciągle ziemie rozcina Ziemia nad nim sie zrastać zaczyna. Z obu stron żwir i glina By zatrzymać go w biegu Woda syczy i wchłania lecz żyje I zakręca on omija Wsiaka wspina się pieni Ale płynie, wciąż płynie wbrew brzegom. Bo źródło, bo źródło wciąż bije. I są miejsca gdzie w szlamie woda liła zastygła Pod kożuchem brudnej zieleni Tam ślad prędzej niż ten Kto zostawił go znika Niewidoczne bagienne są sidła Ale źródło wciąż bije Tłoczy puls między stoki Więc je snurt choć ukryty dla oka Nie ma trawy i widać czelość chłodna i ciemna niech się sypią lawiny kamieni Niech łączą się zbocza Bezlitosnych wąwozów Pocóż drążyć kształt przyszłych przestrzeni Jak nie rzeka podziemna Groty w skałach wypłucze Żyły złote odkryje Bo źródło, bo źródło wciąż bije.