Zakładam filtry na obcych, jak jebany influencer Mocno przemielony przez tą branżę i osiedle Chociaż najbardziej ją lubię to z bani przeganiam jesień Emocje zamieniam w próżnię, by wytrzymać ciągłą presję Nie żaden Kaz, chyba, że ginie zaufanie, nie ruchu brak Chyba, że w biegu upadnę, mechanizmy porażek Dawno poznałem na pamięć Kurewskie zachowania zostawiają w bani znamię Czwarta kawa na stół Ledwo w trzeciej zgaszę peta Znowu ten słaby punkt Podstępnie przesuwa w przepaść Po chwili wyczuwam grunt I odbijam się do nieba Wychodzę zawsze na prostą po najgorszych zakrętach Nie mogę spać, nie mogę wstać Czwartą kawę piję choć dopiero jedenasta Nie żaden kac, nie ruchu brak, ziom Życie mieli nas na grubo jak w Starbucksie ziarna Nie mogę spać, nie mogę wstać Czwartą kawę piję choć dopiero jedenasta Nie żaden kac, nie ruchu brak, ziom Życie mieli nas na grubo jak w Starbucksie ziarna E-e-elo, choć dopiero jedenasta Właśnie kończę drugą zwrotkę Palę stuff w formie lekarstwa W moich tekstach 022 Na osiedlu żywej duszy Oprócz żuli w brudnych maskach Na ulicach mego miasta Dzień za dniem rozpierducha Trwa kolejna demonstracja Strach ma wielkie oczy Mówią, ja powiem fundusze Tu walka się toczy O twój portfel, umysł i duszę Weter, leci kolejny buszek Kawa klepie okrutnie Moje słowa tworzą obrazy Jakbym malował nimi na płótnie Ja nadal nie zwalniam tempa Ufam, że zawsze wyjdę na prostą Nawet po ostrych zakrętach Nie mogę spać, nie mogę wstać Czwartą kawę piję choć dopiero jedenasta Nie żaden kac, nie ruchu brak, ziom Życie mieli nas na grubo jak w Starbucksie ziarna Nie mogę spać, nie mogę wstać Czwartą kawę piję choć dopiero jedenasta Nie żaden kac, nie ruchu brak, ziom Życie mieli nas na grubo jak w Starbucksie ziarna Rzadziej płynie mi wolniej Minuty to nie syrop Z małą czarną mam związek Układ z hydroksyzyną Nowy świata porządek Płynąć z prądem czy zginąć? Co ci mówi rozsądek? Kogo obarczyć winą? Tempo, tętno, nadciśnienie Kurwa nie wiem, czy się zmienię Znowu nie dbam o siebie Otoczenie mówi: zejdź na ziemię Bo lata jak, łzy na pogrzebach płyną Jak Jaguar Vector płyną Przełknij to lepiej ze śliną Znowu nachodzą mnie te myśli jak Nie mogę spać, nie mogę wstać Czwartą kawę piję choć dopiero jedenasta Nie żaden kac, nie ruchu brak, ziom Życie mieli nas na grubo jak w Starbucksie ziarna Nie mogę spać, nie mogę wstać Czwartą kawę piję choć dopiero jedenasta Nie żaden kac, nie ruchu brak, ziom Życie mieli nas na grubo jak w Starbucksie ziarna