Gdym pioseneczkę dla Marysi chciał zanucić prostą, Marysia do Opery poszła właśnie, no i z canzonetką prostą mą tak wyszedłem ja na osła, oj, nie ma tu dwóch zdań, że wyszedłem nań! Zaś gdy musztardę dać Marysi wzięła mnie oskoma, Marysia tylko co skończyła obiad z czterech dań, z musztardy słojem wyszedłem więc na oszołoma, oj, nie ma tu dwóch zdań, że wyszedłem nań! Gdym chciał w prezencie dać Marysi rower typu „damka”, Marysia nowym autem wyruszyła na rajd pań, z rowerkiem skromnym znów ja wyszedłem na palanta, oj, nie ma tu dwóch zdań, że wyszedłem nań! Gdym rendez-vous z Marysią, gdzie zielony szumi bor, miał, ujrzałem, jak ją ściska z wzajemnością jakiś drań, z mym bukiecikiem róż ja wyszedłem znów na durnia, oj, nie ma tu dwóch zdań, że wyszedłem nań! A gdym wystrzelić w łeb Marysi dziką miał ochotę, Marysia zmarła właśnie, bo kęs jabłka wpadł jej w krtań, z mym rewolwerkiem znów ja wyszedłem na idiotę, oj, nie ma tu dwóch zdań, że wyszedłem nań! Gdy dzwony biły i Marysi pogrzeb się zaczynał, Marysia zmartwychwstała, choć jej nikt nie mówił „wstań”, z żałobnym wieńcem znów ja wyszedłem na kretyna, oj, nie ma tu dwóch zdań, że wyszedłem nań!