W tej okolicy jest zbyt uroczyście 
Jaskółki kreślą nad wodami freski 
W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski 
A usta milczą to, co widzą oczy 
Światło szeleści, zmawiają się liście 
Na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy.

Gdzie jest ta miłość chodząca bezkarnie? 
W ubiorze błazna, ptaka i anioła 
Ona spod ziemi niebieskie latarnie 
Tańczącą stopą pod sad nasz przywoła 
Ludzie wieczorem siedząc pod jabłonią 
Będą się modlić i zabijać o nią. 

Im się sprzedaje święcone obrazki 
I wodą burze ucisza się w nich 
Grają organy i z twarzy im maski 
Zrywa idący poprzez popiół mnich 
A wtedy widać, że święci i oni 
Smucą się w cieniu tej samej jabłoni.

A do tych ludzi starczy zejść z pagórka 
Zaklaskać w dłonie i wyciągnąć z mroku 
Skrzypce, gdzie śpiewka stroszy siwe piórka 
A staną w tańcu, choćby na obłoku 
I przyszło im krzesać oberka 
I z piekła wezmą tancerkę jeśli ich urzekła 

Tak tu będzie jak bywa po burzy 
Kiedy wystarczy ręką trącić gałąź 
Aby czuć jeszcze fosfor błyskawicy 
Tego obrazu flet już nie powtórzy 
Przed nami stoi miska soczewicy

I w ciemność psalmu pochyla się ciało 

Bo się ci ludzie urodzili w tańcu 
I tylko czasem poprzez skrzydła brzenic 
Idą się modlić do gwiazd na różańcu 
Albo oparci plecami o sad 
Szukają w sobie z kocią trwogą źrenic 
Ziemi, przez którą biegnie mirry ślad.

Wtedy się nagle mój kraj komuś przyśni 
Z chłopcem pod lasem i z koniem u studni 
Spłoszona gałąź ucieknie od liści 
Ptak zawoła przez sen leśne echo 
Wieczorna zorza odchodząc zadudni 
I nocne gniazdo uwije pod strzechą.

Pogasły lampy, tylko noc majowa 
Uczy się pieśni miłosnych na flecie 
Urywa, słucha i znowu od nowa 
Flet nawołuje z drzemiących osiczyn 
Rzekę, o której tylko tyle wiecie 
Że jest z zieleni i mówi o niczym.