A jednak wrócił, choć obiecywał, że mnie rzuci zimą. A jednak wrócił, gdy tylko śnieg za ladą słońca zginął. Chyba wiatr go przywiał, aby cicho szepnął: Przyszła wiosna, z nią marzenia, w mych marzeniach moja miłość, moja miłość to ty, bo przecież wiosną moja miłość to ty. Że powrócił to jednak za mało, wszystkim drzewo zazielenił sny i ścieżki wydeptał w moim ogrodzie, ale cicho to robił jak złodziej wypatrując, czy kwiaty już rosną, bo przecież z nimi przychodzi wiosna. Bo on właśnie zostawia mnie samą, aby wracać tak niespodzianie, abym mogła się cieszyć nad ranem, że jednak wrócił... I chociaż rzucił, powrócić musi zawsze z końcem zimy. I musi wrócić, gdy tylko śnieg za ladą słońca zginie. A jednak wrócił, choć bardzo starał się pokochać inną. Że powrócił to jednak za mało, wszystkim drzewo zazielenił sny i ścieżki wydeptał w moim ogrodzie, cichuteńko to robił jak złodziej i zobaczył, że kwiaty już rosną, bo przecież z nimi przychodzi wiosna. Bo on właśnie zostawia mnie samą, aby wracać tak niespodzianie, abym mogła się cieszyć nad ranem, że jednak wrócił... I jednak wrócił, gdy tylko śnieg za ladą słońca zginął. I właśnie wrócił, gdy tylko śnieg za ladą słońca zginął. I musiał wrócić, gdy tylko śnieg za ladą słońca zginął, gdy tylko śnieg za ladą słońca zginął.