A niech im będzie, że nas jeszcze parę razy przetrącą, nim się dadzą wysiudać No ale nie ma cudów, w końcu ustąpią, i co wtedy? Co, jeśli się uda? Co, jeśli się spełni piękny sen? Bo, widzisz, los się różnie lubi pogmatwać Co będzie w Dzień Zwycięstwa, to ja z grubsza wiem, ale co będzie dzień później, to już zagadka Czy nie obudzimy się rano gdzieś w nieładzie rozrzuceni, jak Lego? I kiedy przyjdzie mocno stanąć, to czy Lechu mocniej prawą nogą nie stanie, niż lewą? I czy jad w nas nie wygra? Ten jad, co po trosze się przy każdym przesłuchaniu wykluwał? Bo dziś to jeszcze walka, może sankcja, może cztery osiem, no ale jutro? Co, jeśli się uda? Może los nam zanuci To, co zwykle nuci w tych przypadkach z grubsza I któregoś dnia wyjdzie, jak byliśmy głupi Jak marną matką bywa rewolucja I przyjdzie jutro, czarne od gniewu Może pojutrze, zresztą, marna otucha I mury urosną, jak u Kaczmarskiego W tej piosence, co jej nikt do końca nie dosłucha Może los nam zanuci To, co zwykle nuci w tych przypadkach z grubsza I któregoś dnia wyjdzie, jak byliśmy głupi Jak marną matką bywa rewolucja I przyjdzie jutro, czarne od gniewu Może pojutrze, zresztą, marna otucha I mury urosną, jak u Kaczmarskiego W tej piosence, co jej nikt do końca nie dosłucha A jak już zamkną w muzeum Nasz gwiezdny czas, gdzieś w gablocie od zagrożeń To czy po Lechu drugi Leszek nie przyjdzie do steru I czy Jarka tam nie przyprowadzi, nie daj Boże A stoczniowcy ze Szczecina i Gdańska Czy zgodnie tylko pokiwają głowami? Gdy na rocznicy którejś padnie, jak dziejowa trafiła się szansa No i że bardzo nam przykro, że nie dla nich Może na finał nam zostanie Z wiary tylko wina, z nadziei tylko rozczarowanie Z wielkiej drogi parę ścieżek na skróty A z Solidarności talerz zupy i zatruta pamięć Czy nie trafią gdzieś na półkę Te postulaty, gdy przyjdzie naprawdę zasuwać I ci, co zaufali, czy nie umkną nam w nurcie? Kurczę, co jeśli się uda? Może los nam zanuci To, co zwykle nuci w tych przypadkach z grubsza I któregoś dnia wyjdzie, jak byliśmy głupi Jak marną matką bywa rewolucja I przyjdzie jutro, czarne od gniewu Może pojutrze, zresztą, marna otucha I mury urosną, jak u Kaczmarskiego W tej piosence, co jej nikt do końca nie dosłucha Może los nam zanuci To, co zwykle nuci w tych przypadkach z grubsza I któregoś dnia wyjdzie, jak byliśmy głupi Jak marną matką bywa rewolucja I przyjdzie jutro, czarne od gniewu Może pojutrze, zresztą, marna otucha I mury urosną, jak u Kaczmarskiego W tej piosence, co jej nikt do końca nie dosłucha