Jak ścieżki to powód do dumy To kreski to przyczyna zguby Nie mamy szacunku do bestii Choć dała nam chwile bez stresu i presji i prestiż Mam okno otwarte, pięć pięter na parter Powieki zamknięte i nie wiem czy skoczyć Za prawdę, za bliskich, za karę, za mantrę Za którą wypluwam tu płuca tej nocy Chcę wiedzieć jak jest i więcej niż chcieć Za wiarę, zwątpienie, uczucia to strach Chcę poznać Cię znowu i złapać za rękę I wiedzieć, że wiesz kurwa wszystko, jak w piach Błagam, nie mów, że znasz noce i dni i akcje jak ta Akcje jak ta, akcje jak ta, to koszmar Więc nie mów mi, że tonę w snach I sennych marzeniach obdartych ze zła Niewiernych przyjaciół zabiera mi mgła W bezdennych myślach, bez weny na kredyt Czekamy nim minie nam chwila na płacz Zmieńmy to, spiszmy te sceny I rzućmy daleko, gdy studia tu kradną nam czas Wspomnienia są trudne, a brudne "nieważne" Wyciera każdemu z was twarz cały czas Wśród kobiet i ludzi, o których zapomniał już świat Wspominam smak dawnych lat I skrobię na ścianie te linie wytrwale Dopóki odróżniamy noce od dnia Jak ścieżki to powód do dumy To kreski to przyczyna zguby Nie mamy szacunku do bestii Choć dała nam chwile bez stresu i presji i prestiż Chcę się cofać, mieć jazdy po dropsach Lub wenę po prochach, ty nie mów, że nie wiesz Być głupi po koksach, osiedle nas mota I nie każdy oszuka Boga, a siebie Na osiedlach trwoga zabija w nas radość I każdy tu patrzy po sobie, nic nie wie Vannitas to ścierwo, jak z zeszytu równo Na przerwie, jej wzrokiem, liceum jak w niebie Uciekam od tego i znikam za rogiem Jak każdy kto zgubił coś więcej niż hajs Nie umiem tam dobiec a wierzę, że mogę Kto marzy to mówił nam, że nie ma jak Wiem czemu, bo gonił to samo I brata tożsamość, charakter z tektury i piach Chcesz więcej brawury? Bo zamykam oczy Gdy widzę jak obcy wychodzą na dach Widzimy to wszystko, śmiejemy się pięknie A podle wznosimy miraże pod sufit Piedestał jest pełen, a eden ucieka I zmienia nam cele na uciec, ogłupić Choć dalej to głupie, kupiłem legendy Na stronach, o których pisałem wraz z nią Choć martwe przesądy to w oparach troski Obłędy o których nie powie wam ksiądz Nie jestem najlepszy, święty, wierny i mądry To tylko portrety zła Ale bez przerwy próbuję być lepszy I zatracam się w konstelacjach bez dna Dopóki nie wrócisz to nie wiem nic więcej Poza tym, że męczę się każdego dnia Nie ręczę za prawdę, lecz gdy nagle słabnę To wpadam bez winy w kratery bez dna Nie zbadam ich sam, dajcie mi czas Rzucam to szczerze i w twarz Poddaje wygrane i znikam Zwycięstwa odkładam na inne okresy jak blask To tylko ja