Drogą od kościółka jedzie wóz, koń twój jak jaskółka przez wieczór płynie. Gdy mostek miniesz i zakręt trzech śpiących brzóz, nie wrócisz już… To martwe niebo nad równiną, po którym tylko chmury płyną, rzeka i most, śnieg i las nie złączą nigdy nas… To martwe niebo, pusta droga, te kruki w ośnieżonych głogach, czarne jak mak — jakże ciebie tu będzie mi brak… Drogą od kościółka wieje wiatr, wieczór jak jaskółka zatacza koła. Nikt tu nie wołał, nikt tędy nie jechał w świat od wielu lat… To martwe niebo nad równiną, po którym tylko chmury płyną, rzeka i most, śnieg i las nie złączą nigdy nas… To martwe niebo, pusta droga, te kruki w ośnieżonych głogach, czarne jak mak — jakże ciebie tu będzie mi brak… To martwe niebo, pusta droga, te kruki w ośnieżonych głogach, czarne jak mak — jakże ciebie tu będzie mi brak…