2004 pazdziernika nie maj, krople biją w parapety jak bandziory za hajs A ja nie mogę oddychać, gdy rano próbuję wstać I zastanawiam się jak mogłem tak głęboko w to wpaść Ta depresja męczy jak kac, jak tani na mieście lans Ja chciałbym przeżyć samobójstwo tak jak wanila ice A te pieniądze są jak bóstwo omamione by kraść Żyję tak jakby codziennie miał zasypać mi piach O, lepsze życie czasem widuje w snach Znów gadamy z ziomalami jak tu wjechać na bank Nigdy nie złamie mnie policja, prędzej złamie se kark Wytresowany do perfekcji, by nie pożarł mnie strach Ten pożar sięga po dach, chcę uciec, a nie mam jak Ciągle nie mogę zrozumieć, jakbym to czytał na wspak I nie potrafię już udawać i uciekać od zmian Nadzieja to jedyne co mam Potrzeba mi zmian czar, męczy mnie znów ten stan Samotność jest jak dach, co noc wracam tam Dlatego pragnę tu zmian, nie chcę tak Melodio jesteś tam Może wrócę tam ten test, który tak ciężko tu nam przetrwać (joł) Minęła szósta, nikt z buta nie pukał, wypita wódka Znieczula jak kokainowy proszek, gieta chowam do buta Nie wiem czy wrócę, a ruszam, nawet na bergamutach Nie ma kota jak firmowiec, w obliczu lustra Pytam co ci dolega, powiedz Sucha krew na ustach, mam serce jak lodowiec Jeszcze raz powiedź tylko z Bogiem i nie strasz mnie sądem Wyszedłem z więzienia, odsiedziałem każdy portret Cynkuwa pod okiem, a mam ze sobą problem Już mi wychodzi Bokiem, to że nie śmierdzę groszem Dwadzieścia pary wiosen, ciągle obczuję z mrokiem Poważny jak Chopin, chcę być ten niedojrzały chłopiec Weź mi nie pierdol, że to ogarniemy potem Życie przecieka mi przez palce, mam dosyć i grania z losem Siedzę z papierosem w ciemnym pokoju sam We mnie dalej ta nadzieja, jedyne co mam Potrzeba mi zmian czar, męczy mnie znów ten stan Samotność jest jak dach, co noc wracam tam Dlatego pragnę tu zmian, nie chcę tak Melodio jesteś tam Może wrócę tam ten test, który tak ciężko tu nam przetrwać