Mamo, możemy iść na koncert? Ta, ten pan gra Leroy, ten pan z telewizji Chodźmy proszę cię, ej Mamo proszę, chodźmy na koncert Leroya To pan z telewizji, z scyzoryka, śpiewa cała szkoła Na każdej lekcji maluje graffiti album Zobaczysz, jeszcze zarapuje to na szkolnym balu Bąb, stigri, bąb, stigri, bąb, stigri, bąb Stoimy na żelaznej, pada chłodna noc Lat zaledwie czternaście, może lepiej chodźmy stąd Mama bierze mnie za dłoń, synu chciałeś, no to chodź Pan na bramce chyba był znajomym taty Wziął pieniądze do łapy i nie chciał legitymacji Ludzie dziwnie ubrani, sok z pomarańczy proszę Mamo czemu, ta pani, wciąga do nosa proszek Nareszcie koncert, Leroy wpada na scenę Nie wiem co się dzieje, mam ciarki na całym ciele Ludzie skaczą jak kangury, skupi tubi tu do rytmu Słodki dym aż dusi, pot kapie z sufitu A ja stoję i się gapię i nie wierzę Tu zaczyna się droga, ona moim przeznaczeniem Hipnotyzuję stroboskop jak Aszpirowski Mamo chyba już wiem co w życiu chciałbym robić Chodźmy do garderoby, może dostanę autograf Przez dół się przeciskamy, ta kolejka nie ma końca I znowu gada forsa, z końca na początek W środku aż tylko tam, bo spotkam się z idolem Mama daje mi wodę, bo chyba mam gorączkę Staję z nogi na nogę, jeszcze chwilę mamo proszę Drzwi się otwierają, wreszcie tak długo czekałem Leroy nie wyjdzie, może następnym razem