Zwykle się trzymam, chowam się w światłach, pulsują w takt i w takt, i w takt, odliczają dni. Lecz czasem cisza się wrzyna, kłębią się słowa, jak burza, pod czaszką huczą mi. Ani obrócić się, ani odpłynąć w sen, niezmienna perspektywa jak w 2D. Anty obiektywnie prawda w głowie mi się tli. Ochroń mnie przed burzą, co pod czaszką huczy mi. A gdyby tak pod sens się skryć i panią swej zbolałej głowy być? Ciało robi to, co robić chce i wie, to co wie, choć, och, nie nie nie nie, nic nie zgadza się. O mamo, o mamo, ile ciebie we mnie jest? O mamo, o mamo, ile ciebie we mnie jest? Tak, są dni jak brzemię, snuję domysły, pracując nad tym, nad tym, nad tym, by nie dać się zwieść. Jakże zdążyć z myśleniem, gdy moje zmysły spiskują, by dobre ze złym spleść?