Na tej pożółkłej fotografii Ona i on wciąż uśmiechnięci Ufni, spokojni niczym święci Jakby doznali odkupienia Bo są z marzenia Wtłoczeni w czarno-biały świat Jak ziarno w ośnieżonej ziemi Nie dbają o płynący czas Nie liczą dni, nie znaczą dat Bo są z nadziei A my z przypływów i odpływów Z nieprzejednania i pojednań Z łez rozproszonych salwą śmiechu Z wiecznych powrotów i pożegnań A my z grudniowej, białej ciszy I sprzed wieczornych, letnich burzy Z lęku, że znowu się rozjątrzy Z lęku, że już się nie powtórzy Na tej pożółkłej fotografii Ona i on wciąż wpół objęci Wiecznie gotowi do spełnienia Jakby doznali odkupienia Bo są z pragnienia A my z przypływów i odpływów Z nieprzejednania i pojednań Z łez rozproszonych salwą śmiechu Z wiecznych powrotów i pożegnań A my z przekleństwa i z modlitwy Z gwałtownych skreśleń, z kaligrafii Z słów, których nie da się wymazać I z tej pożółkłej fotografii Na tej pożółkłej fotografii Ona i on wciąż uśmiechnięci Ufni, spokojni niczym święci Jakby doznali odkupienia Bo są z marzenia