Mój ojciec bardzo lubił France'a i palił Przedni Macedoński w niebieskich chmurach aromatu smakował uśmiech w wargach wąskich i wtedy w tych odległych czasach gdy pochylony siedział z książką mówiłem: ojciec jest Sindbadem i jest mu z nami czasem gorzko przeto odjeżdżał na dywanie na czterech wiatrach Po atlasach biegliśmy za nim zatroskani a on się gubił W końcu wracał zdejmował zapach kładł pantofle znów chrobot kluczy po kieszeniach i dni jak krople ciężkie krople i czas przemija lecz nie zmienia na święta raz firanki zdjęto przez szybę wyszedł i nie wrócił nie wiem czy oczy przymknął z żalu czy głowy ku nam nie odwrócił raz w zagranicznych ilustracjach widziałem jego fotografię gubernatorem jest na wyspie gdzie palmy są i i liberalizm