Kładę głowę na pościel Myślę czy ludzi w życiu wpuściłem pochopnie Czy każdego znam, na tyle dobrze Czy nabrałem się tu na cosplay Może nie zdążę powiedzieć wszystkim co jest istotne A może owszem, może mnie dotkniesz, zanim pociągnę za klamkę, a czasu nie cofniesz Ale nie że się kropnę Wyjdę jak słońce na port Gdy co dzień rzuca tu promień na ośkę myślę, że to jest mój dom I nie chcę tydzień w nim siedzieć na bombie Bo znam już eksplozję I chociaż czasami jest ok To sam się proszę by trafił grom mnie Nie mam już wspomnień Nawet nie płaczę bo nie mam za czym Nie wiem czy dziś dla mnie wiele znaczy Nie wiem czy jutro się zmienię, czy bardziej w niedzielę położą mi wieniec raczej Nie wiem czy jest jeszcze szansa, by kolejny raz wstać zmartwych Nie wiem czy mam siłę wstać sam, ale może wreszcie czas by Może to czas by zwolnić Może to czas by zmądrzeć Może to czas mnie wzmocnił Może to czas się podnieść Może to czas by zwolnić Może to czas by zmądrzeć Może to czas mnie wzmocnił Może to czas się podnieść Może to czas by w końcu zmądrzeć Zadbać wreszcie o portfel Zgarnąć paletę z kolorem, pożegnać się na dobre z szarym pantonem W Intercity myślę czy to moja kolej losu mnie prowadzi nieudolnie A może po prostu tak jest, ej polej Dama na chacie, kareta pod blokiem Nie każdy pisany ma w życiu poker Patera na stole, wiem co mamy nazywać domem Droga jest nadal kręta w chuj Trochę widoków, a wcześniej był głód Rozjebany brwiowy łuk, blizny Pod stopami grząski grunt, missclick Billie Jean i thriller U nas bardziej dramat i obite ryje Jestem w grze, póki mam serw To po mamie mam gen Za każdy uśmiech i łzę Kiedyś zmądrzeje na bank, będzie nam lżej Znajdziemy chwilę na sens, chwilę na sen, chwilę na zen Może to czas by zwolnić Może to czas by zmądrzeć Może to czas mnie wzmocnił Może to czas się podnieść Może to czas by zwolnić Może to czas by zmądrzeć Może to czas mnie wzmocnił Może to czas się podnieść