Ej, miała być ze mną, to wiem na pewno 
Przez dni, lata iść zupełnie w ciemno (w ciemno) 
Zero radości z kolejnych łatwych opcji 
Tylko ta jedna do kości zranić mnie potrafi 
Z mojej parafii mało było takich (pamiętam) 
Szukałem wszędzie, a tak po za tym 
Trwało to długo, fakt, jestem trudny (niestety) 
Mam swoje ego, a ten patent bywa zgubny 
Koniec technikum, poszedłem w melanż (gruby melanż) 
Ze łzami w oczach patrzyła na mnie nie raz 
Jak koło piątej padałem przy schodach (trudno) 
Otwórz mi drzwi, gdzie łóżko, gdzie woda 
Tygodnie całe za karnawałem, wszystko sprzedałem 
Co było grane? do dzisiaj nie wiem (nie wiem) 
Spadł tak niejeden, odbił się - lepiej 
Wyszedł na swoje, a ja zaliczałem glebę 

Ej, puste mieszkanie, żarówka, krzesło 
Ściany w draperii krzyczały na mnie często 
Zanim zacząłeś skończyłeś wszystko 
Spójrz, praca, rodzina, kobieta  to przeszłość 
Parę rachunków to cały twój majątek 
Co piątek lutra i niedzielne zjazdy 
Weekend bez fazy - weekend stracony 
Kto miał? wracał do żony, a ty? tylko pomyśl 
Karmazynowy przypływ emocji 
Stałem w kolejce po bilet na pośpiech 
Obok typ lekko kimał na dworze 
Odjazd, minuta osiem, laptop został w samochodzie 
I pomyślałem, że mógłbym być nim teraz 
Spać na gazecie, w nogach futerał (niestety) 
Opcja ideał na szybki łatwy pieniądz 
Wziąłem miejscówkę, poszedłem na peron 
Wiesz, co? ty też idź na swój peron