On tylko łajdak był i łotr i na tym koniec Bo chociaż nieuk potrafił jedną rzecz On tak jak nikt grał na saksofonie I kiedy grał przeganiał smutki precz Ona spójrz to kelnereczka bez dyplomu Parzyła kawę tak że tylko wyć Ale w kąciku czasem po kryjomu Zdarzało jej się do swych marzeń pić Bo serce moje sypie iskry jak krzesiwo Od mego serca zapłonie cały świat Ja każdą chwilę uczynię ci szczęśliwą Śpiewała – w dłoniach twych rozkwitnę niczym kwiat A on łajdakiem ciągle był i na tym koniec No chociaż nie bo przyszedł taki zmierzch Gdy głowę jej ujął w swe dłonie I szeptał cicho krzesz swe iskry krzesz Tej nocy spłonął hotel w którym się kochali I saksofonista z kelnereczką też A na dzielnicy ci co ich znali Mówili trudna rada jak pech to pech Bo serce jej sypało iskry jak krzesiwo Od niego najpierw się zajął chyba koc I w chwili która miała być szczęśliwą Kochanków wieczna w swe ramiona wzięła noc I w chwili która miała być szczęśliwą Kochanków wieczna w swe ramiona wzięła noc