Los chyłkiem szedł, W kołnierz chował twarz, Jak ruletę toczył dni Pochyłością lat, Tężał mroczny wąwóz, Jak wilgotny mur, Zmierzch, jak piękno chore, Ciemne smugi snu. Patrzeć nie umiem Przez różowe szkło, Dokąd tak szedłem, O co to mi szło? I znów taki czas Nim doczekam dnia Widzę w dali światło Widzę światło Co bezsennie trwa Jak suchy liść, Jak kapryśny wiatr, Dokąd tak biegniesz Uwikłany w świat, Kiedy nagły świat, Chłód spowija skronie, Przetrwać mi pozwala, Przetrwać światło, Które dla mnie płonie, Kiedy patrzę w światło Widzę światło, Które dla mnie płonie! Chciałbym kiedyś dojść już tam I do szyby przytknąć twarz, Odnaleźć w środku Siebie sprzed tych trudnych lat.