Wcześnie rano, korytarzem Niczym sprytny, chiński szpieg Z neseserem, w czarnym płaszczu Po cichutku skrada się Beznamiętnie już roztacza Groźny Bazyliszka wzrok Przerażeni za biurkami Śledzą każdy jego krok Dziś od rana jest przemiły Wszyscy czują zapach krwi Nieustannie od dziesiątej Obserwują jego drzwi Telefony ciągle dzwonią W gabinecie słychać młyn Sekretarki już donoszą Na odprawie będzie dym Nie, nie, nie, nienawidzę szefa Na bankiecie przy kieliszku Niczym ojciec, druh i brat Gdy do błędu się nie przyznasz Bezlitosny jest jak kat Nienawidzisz jego gestów Gdy szyderczo śmieje się I uprzejmie, przy kolegach Jak codziennie zbeszta cię Gdy się śmieje, tłum lizusów Znowu cieszy się wraz z nim Gdy jest smutny, to smutasy Wśród usłużnych wiodą prym Nieomylny, bo pomylić się Najwyżej możesz ty Szef ma rację, ty na zawsze Zapamiętaj gdzie są drzwi Nie, nie, nie, nienawidzę szefa