Kolejny wieczór spędzam sam w zadymionym barze Coraz więcej palę i coraz mniej ważę Głowę zawsze miałem w chmurach, teraz o niczym nie marzę Teraz unikam kontaktów, bo się boje, że się sparzę Myślałem, że wymażę dyskomfort alkoholem Nie ważne co zrobię, nigdy nie przestanie boleć Kiedyś jeszcze się starałem, ale teraz już pierdolę Moje myśli mi się tłoczą w mojej ciut za małej głowie Z jednej strony postaw zdrowie, z drugiej chwilową przyjemność Gdy za długo stałeś w słońcu, wszystko wygląda jak ciemność Łapię w płuca gorzki dym, w dłoni króla błyszczy berło Wszystko co kiedyś robiłeś, wszystko było nadaremno Kiedy czujesz się jak ścierwo, to uczucie pewnie znasz Patrzę w zadymione lustro, w nim znienawidzona twarz Już nie czuję motywacji, mimowolnie puszczam gaz I patrzę gdzie się dotoczę - robię to już setny raz Jak ćma, rzucam się w ogień Martwię się o wszystko, ale nie o to, że spłonę Moje skrzydła z wosku roztopione Leciałem w stronę światła, dzisiaj w ciemnościach tonę Jak ćma, rzucam się w ogień Martwię się o wszystko, ale nie o to że spłonę Ciągłe starania, nigdy nie nadchodzi koniec Jutro znowu się obudzę - tylko tego się dziś boję Trzeszczy pod stopami drewno, i trzeszczą kości, W głowie też mi coś trzeszczy, nie ma czego zazdrościć Mam we łbie biały szum, na szczęście nie mam tam innych gości Głos sumienia wciska w tłum wbrew indywidualności Palę peta, biorę buch, medytuję nad browarem Mamy tutaj mały ruch, dochodzi szósta nad ranem Myśli potok się urywa, przemyślenia rozmazane Myśli sedno się ukrywa, bo zapiłem je browarem I schowałem je głęboko, tam gdzie światło nie dociera Każdy z nas ma kompleksy, ja mam kompleks bohatera Czuję smród amoniaku, bo od środka wstyd mnie zżera Że każdego miesiąca znowu zaczynam od zera Jak stara ściera, wyciśnięta setki razy Zakryłem lustro farbą, nie chcę widzieć swojej twarzy Złamań żadnych nie mam, to we łbie mam urazy Odcisnęli we mnie piętno, zaszczepili swoje skazy Jak ćma, rzucam się w ogień Martwię się o wszystko, ale nie o to, że spłonę Moje skrzydła z wosku roztopione Leciałem w stronę światła, dzisiaj w ciemnościach tonę Jak ćma, rzucam się w ogień Martwię się o wszystko, ale nie o to że spłonę Ciągłe starania, nigdy nie nadchodzi koniec Jutro znowu się obudzę - tylko tego się dziś boję