Budzi się dzień, wyrwany ze snu Ciszy choć łyk, bezcennej jak ślub Nim wtargnie, jak co rano Bezlitosny życia gwar Coś twojego, choćby chwilę niechaj trwa Budzi się dzień, wyrwany ze snu Szmery u drzwi, rozgadał się klucz Nim porwie Cię ten chaos Bystry nurt tych samych spraw Nim zapomnisz, nim się zgubisz Spójrz na świat Nie będzie dnia bez strat, gdy w sercach tyle szkła Nie będzie dnia bez łez, gdy dłonie pali gniew Nie będzie dnia bez strat, bez kłamstwa i bez zła Tak trudno żyć pod wiatr i bronić swego Ja Toczy się dzień, pod górę i w dół Świadkiem dla nóg i milczeniem dla ust Kto czoło ponad domy, ponad dachy wznosić chce Czasem kończy w czterech ścianach, Bóg wie gdzie Znasz już ten świat, ulice i dni Drogi twej szmat, pociągi bez szyn Nim rzuci Cię o skały ten niewinny losu bieg Spróbuj stanąć, może zgadniesz czego chcesz Nie będzie dnia bez strat, gdy w sercach tyle szkła Nie będzie dnia bez łez, gdy dłonie pali gniew Nie będzie dnia bez strat, bez kłamstwa i bez zła Tak trudno żyć pod wiatr i bronić swoich spraw Chyli się dzień do kresu, do snu Spokój na twarz, poduszki bez tchu Nim jutro znów za wcześnie Przerwie ciszę życia gwar Coś twojego, choćby we śnie, niechaj trwa