Lil Santiago... Yeah, yeah, yeah Big vkie, yeah Od SK do Saskiej, to się bujam na talencie Szmaty mnie zlewały, to je wziąłem na patencie Szara-bura suka to ta, w której topisz pensję Ruszam się bez planu, każdy krok ma pierdolnięcie V-vkie, yeah, vkie — daj więcej Płuca rozjebane mam, śląskim powietrzem Tu gdzie wydaję monety, codziennie Wydaję na wolno, suko, bo przyjdą kolejne Nie jesteśmy w błędzie Jesteśmy na górze, także celują na szczękę Upierdole sobie rękę za to, że nie zmięknę Co drugi dzień sztos, suko, kontroluję szczęście Jak-jak-jak-jak-jak dam z siebie sto procent, to ich popierdoli (Tak jest) Suko nie będę kontaktem w twojej Motoroli (Motoroli) Pospawane kory, wiesz, to od Zozoli (Od Zozoli) Jestem na studio WWA, znaczy coś się kroi (Yeah) Ja to robię dla mych ludzi Niech to wjeżdża bracie do soplicy, nie bieługi Łatwy becel, bo tu każdy przecież czymś się trudzi Ale jak coś tu nic nie wypłynie, jak ze studni Ty gadasz więcej od papugi, to Cię zgubi, mordo To, kurwa, różowa feta, a nie tusy, mordo Ciągle gadasz o tym zysku, chcesz przytulić mocno Przez swą krótkowzroczność widzisz tylko długi nonstop, oh Tu gdzie większość jest za chwilę Kolega chciał bombę i od wczoraj wali szpryce Znów szykuję torbę, nie chcę się wjebać na minę Nie wiem, gdzie leży granica, póki jej nie minę Jestem dżentelmenem, ona poszła przodem bo ma kozacką dupeczkę Wchodzimy na loże, tylnym wejściem przez zaplecze Wiem do czego dojdzie potem na apartamencie Myślę o rentierce, żyje na freestyle'u (Bang) Robię pro-akcyjkę, to jest trap najlepszy w kraju Robię bark i biceps i widuję honorarium Tobie jak nie idzie no to może się przebranżuj Cash-cash-cash i skinny, Clyde benzyna Od rana pracuję łepetyna Nie borcham od rana już zielicha Nie interesuję mnie cieciówa ani widlak, kieruję mnie ambicja Tu-tu-tu-tu-tu