Słońce cofa się w popłochu z dnia na dzień ubywa mu mocy i coraz wcześniej trzepoce o szyby ćma nocy przechyla się ku jesieni ziemia bo zachodzi mgłą lustro nieba w tym lustrze niczym odrzucone rzeczy odbijamy się pomniejszeni bo przekwitły w nas wonne metafory i na dłoni usypana garść popiołu z wszystkch uniesień majowych bo grzechoczą w nas pola makowe jak zamyślone nad marnością świata filozofów zasuszone głowy