Żyję bardzo blisko Wisły, czasem jest mi źle Staje się to oczywiste, jeśli myśli się Noszę buty od Syreny , od Próchnika płaszcz Do poduszki włączam radio, tuż nad ranem Trochę charczy, ale później mówi tak: Tam gdzie głowy pełne whiskey, straszy cygar jeż Żyje facet co się śmieje z siebie pewnie też Ma pepegi rozdeptane, zabłocony płaszcz Zjawia w knajpie, choć zamieć, tuż nad ranem Na barmana palcem kiwa, mówi tak: Niby wszystko jest all right Oby to był film nie slajd Nie lubię, gdy urywa się Wtedy kiedy świat karuzeli wart W sumie wszystko jest okej Ale forsę zrobił Jack Tu wpadłem, tutaj napić się I posłuchać jak stary Murzyn gra Więc odrywam od poduszki pogniecioną twarz Nogi biegną mi przy łóżku w solo saksu takt Pstrykam palcem na autobus, tramwaj dzwoni w mgle Szukam knajpy tuż przed wschodem lub za rogiem A tymczasem się wyłania polski jazz Niby wszystko jest okej Ale skończył się mój sen A w knajpie zamiast paru piw, mleko dają mi I zbyt polski dżem.