W pewną sobotę w Polsce gdzieś W niezbyt przyjazny dzień Zachciało mi się dobrze zjeść I popić zachciało się Idę więc prosto, a Potem jeszcze trochę w dół Widzę, że stoi tam piękny bar W nim będę dobrze się czuł Wejdę posiedzę bo Ciepło tu i miło Bar ten to właśnie to Tu będę jadł i pił Ciepło, miło tu i Jakbym kiedyś już Jakbym kiedyś już Jakbym kiedyś tu był Jakbym z kumplami bawił się Dopóki nie zmorzył nas sen Dziś też tu siedzą obok mnie A każdy z nich głuchy jak pień Gapię się, mówię coś Lecz jakby mnie nie było od lat Jakby nie oni, jakbym nie ja Jakby to tamten już świat Jeden jedyny z nich Mało znany mi dość Mówi, że on to Piotr I święty z niego gość Mówi, że on to Piotr I święty z niego dość Święty z niego dość Święty z niego dość gość Święty z niego dość Święty z niego gość Święty z niego dość gość