Yeah, yeah, yeah, yeah, yeah, yeah W moich ramionach, czas leci, piękny czas Czwarta rano na Piątkowie lato dwa tysiące dziesięć Chciałbym pospać po robocie, ale ze snu mnie podniesiesz Jakbyś wiedział, że twój stary bezgraniczny jest oddany Na spokojnie idą zęby, przynoszę coś na rany Odpalałem często furę, bo lubiłeś spać w podróży Stała trasa, stary diesel cię wycisza kiedy mruczy Omijałem znaki stopu, bo to zawsze cię obudzi Mam odwrotnie muszę biegać by na śmierć się nie zanudzić Długi spacer wózek nawet zimą w śnieżnej burzy Chciałem wzywać supernianię, może zasnąć cię nauczy Raz do mnie raz do mamy, mam omamy, ledwo stoję Nie dbam o wygodę ale w nagrodę W moich ramionach, w moich ramionach Zasypiałeś co dnia, zasypiałeś co dnia W moich ramionach, w moich ramionach Zasypiałeś co dnia, zasypiałeś Piąta rano na piątkowie jesień dwa tysiące dwanaście To pobudka już nie spałaś tylko prosiłaś mnie baw się Wynosiłem cię z łóżeczka, bo wróciłem z trasy dieslem Twój brat zasnął i błagałem cię o ciszę Ciężko było znaleźć synchro by odwiedzał was morfeusz Nagrałem za wszystko, bo dojrzałem więcej sensu Ciężko było znaleźć czas do pisania wersów Ciężko było poukładać tak by wszystko mieć na miejscu Wniosłaś jeszcze więcej światła noszę je do dzisiaj w sobie Żeby drapać cię po ręce przy twym łóżku stawiam fotel Przekrwione oczy odsypiam nocki na sofie Nie dbam o wygodę, ale w nagrodę W moich ramionach, w moich ramionach Zasypiałaś co dnia, zasypiałaś co dnia W moich ramionach, w moich ramionach Zasypiałaś co dnia, zasypiałaś