Tyle prawdy ile korzenie z gleby ssają Tyle owocu gałęzie ich dają Tyle światła ile liście wchłoną Żywi konary strawą upragnioną Zamknięte wargi obdarte ze słów Niewidzialną pieśnią nieznajomych głów Otwierają nam wewnętrzną przestrzeń snu Poważnie rozdarty ładunkiem trotylu Zamykam oczy zobaczę ciemność nocy Nowe bóstwa czy starzy prorocy Nasze dłonie rozrywają kajdany żebracze Zatrzymując czas pustych znaczeń Nasze serca w niewidzialnych szatach Prawdziwie cesarskich nie żadnych łachmanach Żałośnie płaczą w ramionach ciemności Spragnione ciepła prawdziwej miłości Jak krzesło ktoś przesunął czas Stara nauka nie poszła w las Stary porządek rzeczy zniweczył Rozdmuchał sen i noc skaleczył Jak kulą miotnął ktoś nad przestrzenią Kosmosem wszechświatem i naszą Ziemią Potrząsnął swą siecią pozmieniał granice Chce zostać na zawsze zarzucił kotwicę Rządzili wtedy tacy dawali bili brali Jesienią późną ich też na miejsce poprzestawiali A ja siedzę tu pod drzewem i myślę o tym Co kamieniem jest co chlebem a co złotem Czasem myśl zbawienna nagle błyśnie W niepokornej mojej głowie Szepnie myśl ta oczywista Że to wszystko jest jak koło ratunkowe Nagły przelot ptaka obok mojego ucha Zdziwienie zostało budząc wspólnego nam ducha Zatrzepotałem rzęsami oczy rozwarłem szeroko Od ziemi się oderwałem wzleciałem wysoko wysoko Powietrze jak światło rozczepiłem na tęczę I wtedy zrozumiałem stąd widać dużo więcej Słońce paliło a ja papierosa Wieczorem padałem a deszcz z mego nosa Fryzury wierzb rozczochrał wiatr Pokazał jak mu powagi brak Zmarszczkami poprzecinał stawu skórę Pokazał jak można przeniknąć strukturę Co ludziom zdarza się niewielu Zegarek mój doszedł do celu Pozostał z niego tylko wrak Wyrzuciłem więc go na dno krateru Słońce kapało krwią na gór szczyty Głodni modlili się za sytych Puste butelki wyśmiewały z pijaków Porównując ich do robaków i pędraków Kapłani już szaty porozdzielali Szczęśliwcy coś dla siebie dostali Do szczęścia kurczowo przywiązani Jak do swego stryczka trup Ofiary znów dziś zlinczowały kata Codziennie czeka ta sama zapłata Wilk zawstydzony uciekł do lasu Przygotuj sobie cyjanek potasu Księżyc wybuchnął zwariowanym śmiechem Odbijanym od przeszkód przeraźliwym echem I tylko błazen ronił gorzkie łzy Nad tym naszym dwudziestym wiekiem.