Oddech ciężki jak stal jak gruz jak ból wstrzymałam matka płacze słyszę łzy niechciane Ubrana w szepty nienazwanych obaw widzę jak w filmie niemym twarze ubrane w popiół nie proszą żądają boją się i klną jakby bóg zasnął zapomniał o dziecku swoim Za promień uczuć za marzeń horyzont wychylam się aby ręce wam ogrzać przyciągnąć do siebie jak owoc dojrzały zabrać od niego zostać nim Ojcze murów zoranych ojcze zgliszcz gdzie byłeś pytam gdy się w ciebie zmieniałam kiedy kpiących nie starcza warg a moje pieką od walki przegranej plamię sobie dłonie i twarz w kamień i popiół ubieram