Widok z balkonu willi w Lanckoronie 
to panorama bitwy nieskończonej, 
pola po których nie popędzą konie, 
póki nie będzie zboże wykoszone. 
Na pochyłościach rozłożone paski, 
żółte, zielone wstążki od orderów, 
których nie noszą, jedyne oklaski 
to skrzydła ptaka wśród zboża szpalerów 

Lanckorona, Lanckorona 
rozłożona gdzie osłona 
od spiekoty i od deszczu, 
od tupotu szybkich spraw. 

Stół nakryty wyostrza łyżki profil 
a cerata pod nią błyszczy się w kratkę. 
Kształty i wzory, dla których chlorofil 
to jest dzbanek na miętową herbatkę. 
Widok na stronę dojrzałej przyrody 
przesila się w oku w nawałnicę ziół. 
Dmą aromatów przezroczyste kłęby, 
rozległa forpoczta wyplecionych buł. 

Lanckorona, Lanckorona 
rozłożona gdzie osłona 
od spiekoty i od deszczu, 
od tupotu szybkich spraw 

Stroma uliczka wiedzie do piekarni, 
stygnie na półkach zwyciężona gleba. 
Młoda piekarka sypie dla ptaszarni 
pachnące ziarno w kształcie grudek chleba. 
Ziarna dla ptaka, ziarna dla człowieka 
a dzikie chaszcze dla wiatrów muzyki. 
Miejsca na które mało kto dziś czeka, 
czasem z makatki piękny jeleń dziki 

Lanckorona, Lanckorona 
rozłożona gdzie osłona 
od spiekoty i od deszczu, 
od tupotu szybkich spraw.