Taka cisza w ogrodzie, 
że się jej nie oprze 
Żaden szelest, 
co chętnie taje w niej i ginie. 
Czerwieniata wiewiórka 
skacze po sośninie, 
Żółty motyl się chwieje 
na złotawym koprze. 

Z własnej woli, 
ze śpiewnym u celu łoskotem 
Z jabłoni na murawę 
spada jabłko białe, 
Łamiąc w drodze kolejno 
gałęzie spróchniałe, 
Co w ślad za nim — 
spóźnione — opadają potem. 

Chwytasz owoc, 
zanurzasz w nim zęby na zwiady 
I podajesz mym ustom 
z miłosnym pośpiechem, 
A ja gryzę i chłonę 
twoich zębów ślady, 
Zębów, które niezwłocznie 
odsłaniasz ze śmiechem.