Czasami mojej ślepej posłuszny ochocie Pragnę w tobie mieć czujną na byle skinienie Sługę, co pieszczotami gasi me pragnienia, A ty jesteś tak zmyślna i zwinna w pieszczocie! Gdy twój warkocz jak w słońcu wybujałe ziele Tchem rozwartych ogrodów mą duszę owionie, Głowę twą niby puchar ujmuję w swe dłonie I wargami w ślad dreszczu prowadzę po ciele. I raduję się śledząc tę wargę, jak zmierza Do mej piersi kosmatej, widnej w niedomroczu, W której marzę pierś w lesie ryczącego zwierza I staram się, gdy pieścisz, nie tracić go z oczu.