Posłuchaj pan, panie podróżny, co się zdarzyło na Próżnej: 
żyła tam Jagna dobra i czysta, i chodził do niej Jan kancelista. 
Akurat to była niedziela, kręciła się karuzela, 
zabrał tam Jagnę kochanek czuły i całkiem zmącił jej miły umysł. 

Oczy tej małej jak dwa błękity, 
myśli tej małej - białe zeszyty, 
a on był dla niej jak młody bóg, 
żebyż on jeszcze kochać mógł... 

A lato, jak bywa w Warszawie - młodym służyło łaskawie. 
On ją zabierał nieraz na łódki, a ona jego leczyła smutki. 
Posłuchaj pan, panie wędrowny: nastał ten dzień niewymowny 
- odszedł bez słowa kochanek podły, na nic się zdały płacz jej i modły. 

Oczy tej małej jak dwa błękity, 
myśli tej małej - białe zeszyty, 
a on był dla niej jak młody bóg, 
żebyż on jeszcze kochać mógł... 

Pociągi poodchodzą i statki - ona nie wróci do matki. 
Kto by uwierzył w całym Makowie, że dla niej światem był jeden człowiek? 
Przez niego więc siebie zabiła ta, co z miłości tańczyła... 
Bóg jej wybaczył czyny sercowe i lody podał jej malinowe. 

Oczy tej małej jak dwa błękity, 
myśli tej małej - białe zeszyty, 
a on był dla niej jak młody bóg, 
żebyż on jeszcze kochać mógł... 

Posłuchaj, niewierny kochanku, co nienawidzisz poranków: 
wróci do ciebie jeszcze ta trumna, gdzie leży twoja kochanka dumna. 
Bo taki, co kochać nie umie - przegra, choć wszystko rozumie. 
Bóg cię pokarze swą nieczułością za to, żeś gardził ludzką miłością. 

Oczy tej małej jak dwa błękity, 
myśli tej małej - białe zeszyty, 
a tyś był dla niej więcej niż Bóg, 
pokłoń się do jej martwych nóg...