Ojciec na ręce go często brał, przyciskał do munduru On wniebogłosy się wtedy darł, nie wytrzymywał z bólu Mówili o nim "dziwny syn", brali go za mazgaja On wiedział swoje, mimo kpin, guziki uwierają Żeby ukończyć osiem klas, to w szkole nie bez wzruszeń Mundurek było włożyć czas, choć niby to fartuszek Gdy się pod szyją zapięte ma, zgodnie z regułą słuszną Nic nie pomoże wietrzenie klas, każdemu ciągle duszno To nie jest miłość, ten kult do szmat Habitów szmer - łopotem flag Po zawodówce zatrudnił się gdzieś w firmie budowlanej Na plecach nosił wielkie B, cementem zachlapane A potem nawet czuł we śnie, że go wbetonowano Tak uwierało go to B, bo miał je pod pidżamą To nie jest miłość, ten kult do szmat Habitów szmer - łopotem flag Habitów szmer - łopotem flag Łopotem flag, łopotem flag Łopotem flag, łopotem flag Łopotem flag, łopotem flag Nigdy nie zastanawiał się, że kiedy wstawał rano Zaczął ubierać dzieci swe, jak jego ubierano Pozornie zdobiąc, zwoje szat określać chcą człowieka A właśnie niszczą go od lat i czynią go kaleką To nie jest miłość, ten kult do szmat Habitów szmer - łopotem flag Habitów szmer - łopotem flag Łopotem flag, łopotem flag Łopotem flag, łopotem flag Łopotem flag... Łopotem flag... Łopotem flag... Łopotem flag... Łopotem flag... Łopotem flag...