ranek przyniósł mu jej twarz w błysku masła, kubku mleka myślał o niej zapiął płaszcz kiedyś widział ją z daleka zalękniony wyszedł w deszcz gdzieś w oddali biły dzwony opanował go ten dreszcz poczuł, że jest nawiedzony po nieboskłony... czyja miała być ta twarz maską szału czy obłędu otoczyła nad nim straż swą opieką psiego swędu taką twarz ma tylko tłum zwiastowaniem uwzniośloną wykrzywioną przeciw złu wniebowiętą, nawiedzoną ku nieboskłonom... objawienie w każdą noc w dzień pielgrzymka do urojeń jest w głupocie wielka moc kult przemocy, start do wojen lud by siłą dorwać cud w wielkie stado zamieniony wpełznie w brud we własny spód i pochłona nieboskłony nawiedzonych...