Miesiąc, rok, dzień, jesień, tydzień W powietrzu puste zwątpienie Odwrotu nigdzie nie widzę Nazwiska jeszcze nie zmienię Trudno jest wszystko zapomnieć Na fali teraz głupota Oczy mgliście nieprzytomne Gaśnie w nas cała Europa Umarł cichcem duch w narodzie Wraca mit panów faszystów Powoli w bezkres odchodzę Odchodzę od, od zdrowych zmysłów Umarł cichcem duch w narodzie Wraca mit panów faszystów Powoli w bezkres odchodzę Odchodzę od, od zdrowych zmysłów Na ekranach głównie podłość Honor przepadł w zapomogach Zawiści się krzyże modlą Szpetni wierni Quasimoda Uśmiechy sztuczne, fałszywe W nich się cielec głupio święci Z różańcem ślęczą przy piwie Dresiarze, łysi, wyklęci Umarł cichcem duch w narodzie Wraca mit panów faszystów Powoli w bezkres odchodzę Odchodzę od, od zdrowych zmysłów Umarł cichcem duch w narodzie Wraca mit panów faszystów Powoli w bezkres odchodzę Odchodzę od, od zdrowych zmysłów Powraca hurtem normalność Rzuca zazdrość, chamstwo, nienawiść Słabszego dobrze w łeb palnąć Hołubca potem odstawić Nasza wolność – czysta kpina Co dobre to dawno było Przy życiu mnie jeszcze trzyma Tylko nasza dziwna miłość Umarł cichcem duch w narodzie Wraca mit panów faszystów Powoli w bezkres odchodzę Odchodzę od, od zdrowych zmysłów Umarł cichcem duch w narodzie Wraca mit panów faszystów Powoli w bezkres odchodzę Odchodzę od, od zdrowych zmysłów