Gdy październik wraz z ciepłą bielizną zsyła smutek na ciebie doroczny, o samotny, jesienny mężczyzno, pustym wzrokiem dokoła znów toczysz. Odwracając zmęczone źrenice od bezmyślnej twarzyczki podlotka, z jedną myślą przebiegasz ulice: „Gdyby wdówkę gdzie ciepłą napotkać! Nim ta zima chwyci znów — żeby tak coś z ciepłych wdów!”… Ciepła wdówka na zimę, zawieruchę i mróz – to jest szczęście olbrzymie, co jak kwiat będziesz niósł. Co cię w sposób realny wyrwie z trosk materialnych, zmieni minus globalny, twój minus na plus. Proszę pana, ja panu coś powiem: jestem ciepła, choć jeszcze nie wdówka. Ale jeśli pan umie uwdowić, czeka pana urocza placówka. Mój staruszek ma taką zadyszkę, że doprawdy niewiele wystarczy: ot, zatrutą gdzieś wpuścić mu myszkę albo jeszcze cokolwiek inaczej. Wsypać coś do jednej z kasz — trochę trudu i już masz… Ciepłą wdówkę na zimę, na gołoledź i śnieg — żebyś w śnieżną zadymkę do niej tęsknił i biegł. Drzwi i serce otworzy i warunki ci stworzy, i na duszę położy, położy ci lek.