Gdy październik wraz z ciepłą bielizną
zsyła smutek na ciebie doroczny,
o samotny, jesienny mężczyzno,
pustym wzrokiem dokoła znów toczysz.

Odwracając zmęczone źrenice
od bezmyślnej twarzyczki podlotka,
z jedną myślą przebiegasz ulice:
„Gdyby wdówkę gdzie ciepłą napotkać!

Nim ta zima chwyci znów —
żeby tak coś z ciepłych wdów!”…

Ciepła wdówka na zimę,
zawieruchę i mróz –
to jest szczęście olbrzymie,
co jak kwiat będziesz niósł.

Co cię w sposób realny
wyrwie z trosk materialnych,
zmieni minus globalny,
twój minus na plus.

Proszę pana, ja panu coś powiem:
jestem ciepła, choć jeszcze nie wdówka.
Ale jeśli pan umie uwdowić,
czeka pana urocza placówka.

Mój staruszek ma taką zadyszkę,
że doprawdy niewiele wystarczy:
ot, zatrutą gdzieś wpuścić mu myszkę
albo jeszcze cokolwiek inaczej.

Wsypać coś do jednej z kasz —
trochę trudu i już masz…

Ciepłą wdówkę na zimę,
na gołoledź i śnieg —
żebyś w śnieżną zadymkę
do niej tęsknił i biegł.

Drzwi i serce otworzy
i warunki ci stworzy,
i na duszę położy,
położy ci lek.