Jesteśmy na końcu tęczy, mamy straceńczy flow To, rap pojebańcy, życia zapaleńcy Gural za nich ręczy to Poznańskie zoo Ooo kim u czorta jest ten gość To ten chory gen jebany chromosom punch'y Gdy gram Aborygen na niebie tańczy Jak ten typ z Lamańczy mam straceńczy flow Który, a bo ja wiem ten od Sanczo Pansy Ci pojebańcy i liczne pląsy na końcu tęczy Zjeżdżam z poręczy wieszam się na obręczy Slam Dunk, chropowaty mam głos Gram va bank, odwracam głowę jak Mike Jones Misterny mam plan jak kurwa Hans Kloss I z tego mam fun, i z tego mam sos Czarnoksiężnik z krainy Oz, boss bossów Ulepiony z hałasu i chaosu To kruszy beton SCRETCHE (W do E, DGE) Na końcu tęczy gram, a reszta konkurencji W amoku miejskim próbuje mnie na bloku zwęszyć Nie blokuj wejść i pozwól mi poczuć prestiż Wszyscy łakną gwiazd, ślepcy i proroków setki W natłoku presji mówią, że ze szczytu łatwo spaść Oślepia ich światło dnia, Jednak patrzą na spód moich podeszw, w chmury, w chuj Po nich chodzę, umysł wolny od wątpliwości znów tą wygodę mam Nie słyszę nienawiści, tu nie ma bliskich Nowy rezydent w lidze, ponad życie mniej ambitny (Ja) Nie schodzę niżej, nigdy nie złożę skrzydeł Nad nieboskłonem, którego nie zamkną obiektywem Bez względu na przesłonę swoje dłonie w stronę moich Wyciągają choć na moment chcą tu stanąć, dobrze pojeść Kolekcjoner światła, mój czas nastał, to nie koniec Formę co dzień chłonę, ciągle stoję kurwa to jest koniec! SCRETCHE