Czasem czuję się jak wypuszczony z lasu maniakalny zabójca straconego czasu gąszcz dookoła wyglądał kiedyś groźnie dziś ostatnie drzewa szumią żałośnie Na wielkich parkingach wypalonych słońcem metalowe robaki zaprzątnięte tańcem ale ten żelazny gąszcz wygląda inaczej niczym pożałowania godny akt rozpaczy Miasto cierpi przy każdym oddechu czeka na wieczór wśród zgiełku i pośpiechu ja niczym przywódca tajemnej frakcji jestem gotowy do rozpaczliwych akcji Tyle jest miejsc, od których uciekam tam oczy bolą patrzeć na drugiego człowieka zraniona dusza podąża moim śladem chroniąc rozum przed zupełnym rozpadem Zegary odmierzają chwile już zużyte od razu stare, choć dopiero przeżyte teraz niepotrzebne, właśnie przetrawione na śmietnik historii zostają wydalone Nie mogę na to patrzeć zupełnie bez żalu wiele rzeczy dzieje się bez mojego udziału wtedy czuję się jak wypuszczony z lasu maniakalny zabójca straconego czasu Nie jestem konsumentem mieszczącym się w standardzie Nie jestem gatunkiem skazanym na wymarcie Nie jestem obiektem medialnego hałasu Jestem nielegalnym zabójcą czasu