Dzieci gorszego boga wyciągają ręce Karmione suchą karmą proszą o więcej Tulą się do piersi wyciętej z gazety Kryją w głębi duszy wstydliwe sekrety Pocharatani strachem, wykończeni stresem Liżą swoje rany w schronieniu pod mostem Gwarancję śmierci mają od zarania Ale nie mają gwarancji zmartwychwstania W dzień i w nocy patrzą w górę Zaklinają deszcz i liczą na ratunek Pomiędzy jawą a snem Pomiędzy nocą a dniem Między rozpaczą a nadzieją Pomiędzy życiem a śmiercią Niebem a ziemią Ścierają się żywioły i nadchodzi burza Właścicieli tęczy zupełnie to nie rusza Nic nie posiadają i nic nie mogą stracić Nie mogą zbiednieć, nie mogą się wzbogacić Żyją na uboczu rejestrów systemu Są jak głód, który przyśnił się sytemu Problemy tego świata ich nie dotyczą Każdy nowy dzień jest dla nich zdobyczą W dzień i w nocy patrzą w górę Zaklinają deszcz i liczą na ratunek Pomiędzy jawą a snem Pomiędzy nocą a dniem Między rozpaczą a nadzieją Pomiędzy życiem a śmiercią Niebem a ziemią Pokerowe zagrywki, ustawowe triki Kolumny i bez presji poprawione statystyki Nie prostują ścieżek i nie dają nadziei Z życiem na krawędzi są już pogodzeni Dzieci gorszego boga wyciągają ręce Karmione suchą karmą proszą o więcej Gwarancję śmierci mają od zarania Ale nie mają gwarancji zmartwychwstania W dzień i w nocy patrzą w górę Zaklinają deszcz i liczą na ratunek Pomiędzy jawą a snem Pomiędzy nocą a dniem Między rozpaczą a nadzieją Pomiędzy życiem a śmiercią Niebem a ziemią