Między nami nie ma nic, zrozumiałem, że to pic Kogo jeszcze obkręciłaś, ile krzywdy wyrządziłaś Ludziom słabym psychicznie, co tu gadać, jest tragicznie Cały czas ze mną byłaś, razem ze mną się bawiłaś Bo my to świry, takie krejzole, mówisz, że kochasz to ciebie biorę Ruszamy w bój, ja jestem twój, miał cię już kotku nie jeden luj Nie spaliśmy tygodniami, bawiliśmy miesiącami Z rodzicami były spiny, chcę wykręty z ich rodziny Bo cię chciałem, pokochałem, ciągle tylko upadałem Więc nie było akceptacji, gdy zdychałem, brak reakcji Gdzie byliście, pytam gdzie, jak ten związek niszczył mnie Śmiejesz się, nie ma sprawy, tak się kończą te zabawy Jesteś boska ale gorzka, więc zapraszam cię do noska Bardzo kocham ten spływ, zwijkę robię z pięciu dych Nie mam marzeń, szukam wrażeń i nie jestem kajakarzem Ale na spływach się znam Spore doświadczenie mam (bo ćpam) Gruba impreza, wychodzi ze mną Dzisiaj znów będziesz moją królewną Dla ciebie szykuje lustrzany tron, będzie cię brał nie jeden ziom Moja wina, nie płacz mamo, ona poszła tam gdzie siano A ja z tym zostałem sam i w tym gównie jakoś trwam I ostrzegam, gdy się wkręcisz, momentalnie się wykręcisz Od psychiki, aż po zdrowie, ona ci tego nie powie Mimo tego trzymaj się, wiem, że suka niszczy cię Wiem, że nie chcesz, ale musisz, głośno krzyczysz, suko kusisz Macie tylko te nadziany, bo się liczy many many Leci kredyt i mieszkanie, byle byś była kochanie Nic nie boli jak rozstanie, kocham cię na powitanie No i w bani zamieszanie, znowu w bani jest tyranie Nie ma nas i nie będzie, mówię twardo, że mi przejdzie No i co, powraca zło, doskonale znasz to Jesteś boska ale gorzka, więc zapraszam cię do noska Bardzo kocham ten spływ, zwijkę robię z pięciu dych Nie mam marzeń, szukam wrażeń i nie jestem kajakarzem Ale na spływach się znam Spore doświadczenie mam (bo ćpam) Lecę na skróty i kupię buty, biegnę po ciebie, biorę do siebie I cię przytulę, biorę cię w dziurę, mówię ci czule, że jestem twój Kocham cię i nienawidzę, to jest to czego się wstydzę Bo ta słabość nie zna granic, kocham cię dosłownie za nic A ty niszczysz jak wirus, gdy cię nie ma jestem świrus I gdy jesteś, też świruje, tylko mniej, bo cię czuję Potrzebuję jak powietrza, choć nie raz możesz być lepsza A najgorsze to jest zejście, powiem krótko, smoka wejście Wjeżdża dolina i się zaczyna, chyba zwariuję, ziomek ratuje Przyjechał z tobą o dobrej porze i znowu jestem na swoim torze O Boże, tu są węgorze I nikt ci nie pomoże Tak jest, raz, dwa i trzy Jesteś boska ale gorzka, więc zapraszam cię do noska Bardzo kocham ten spływ, zwijkę robię z pięciu dych Nie mam marzeń, szukam wrażeń i nie jestem kajakarzem Ale na spływach się znam Spore doświadczenie mam (bo ćpam)